Od kilku lat jest moda na organizowanie przyjęć urodzinowych dzieci w rozmaitych salach zabaw. Wybór miejsc, w których można odpłatnie zorganizować urodziny dla malucha jest ogromny i wciąż powstają kolejne miejsca do tego przystosowane.
przepisy na najlepsze torty znajdziesz kliając w powyższe zdjęcie!
Przyjęcie urodzinowe w domu, czy w sali zabaw?
Zapowiada się fantastyczna zabawa, impreza tematyczna, pełno zabawek, sprzętów do wykorzystania w czasie dziecięcych harców i swawoli, muzyka, animatorzy, catering, brak sprzątania i całej tej logistyki na głowach z reguły wykończonych samym życiem codziennym rodziców. A potem prześciganie się dzieci w opowiadaniu, że jedno miało urodziny tu, inne tam, a jeszcze inne to będzie miało w jeszcze fajniejszym miejscu i w ogóle wszyscy padną z wrażenia… Do czasu urodzin kolejnego kolegi lub koleżanki i imprezy w jeszcze lepszym miejscu… To jak efekt kuli śnieżnej. Bezsensu, prawda?
Rodzice wzdychają, wywracają na to oczami, ale co robią? No płacą, bo przecież wszystkie dzieci tak mają, przecież inni rodzice robią to samo, przecież nie pasuje zorganizować imprezy nie-tam-gdzie-wszyscy, bo presja, bo wyłamanie się, bo cholera wie co.
Jestem mamą czwórki dzieci. Dawniej, jeszcze na studiach nie miałam pojęcia o tej całej urodzinowej machinie, bo nie siedziałam w temacie. Obecnie siedzę w tym po uszy hehe. I chce mi się śmiać. Z tego jak bardzo to rodzice nakręcili. Bo przecież nie dzieci. Na prawdę sądzicie, że to dzieci to wszystko rozhulały? Serio myślicie, że to dzieci stawiają swoich rodziców pod ścianą i dają ultimatum: urodziny tu i tu, albo nie zjem marchewki podczas obiadu? Wybaczcie, prychnęłam.
Czego potrzebuje dziecko?
Dzieci nie potrzebują drogich prezentów, prześcigania się w miejscówkach na swoje przyjęcia urodzinowe, nie potrzebują też zapraszania całego przedszkola na swoje urodziny wraz z połową osiedla, 20stoma osobami z rodziny i 1/4 poprzedniej szkoły lub poprzedniego przedszkola.
Byłam na takich zorganizowanych urodzinach nie raz i tak było na nich mnóstwo prezentów (najczęściej pełno plastiku, kiczu, zero przemyślenia, po prostu chwycone cokolwiek na promocji, byleby było, przecież to dziecko, ucieszy się z czegokolwiek, a i tak za dwa-trzy dni – jak nie wcześniej – o tym zapomni, rzuci w kąt i zajmie się czymś innym i tak w kółko), było głośno, gwarnie, pełno zabawek, animatorów i tak na prawdę… zero (lub strasznie mało) relacji.
Mam wrażenie, że obecnie dzieci traktuje się trochę jak półjednostki, które nie potrafią się same sobą zająć, które nie mają umiejętności, aby samodzielnie wymyślić jakąś zabawę dla siebie i swoich przyjaciół, które trzeba pilnować do tego stopnia, że już od najwcześniejszych chwil w piaskownicy chociażby, czy na placu zabaw krąży nad nimi stado matek-helikopterów, bo najedzą się piasku, bo nie poradzą sobie w interakcji z rówieśnikiem, bo upadnie biegając po trawie lub piasku i zrobi sobie ziaziu, a przecież nie może, bo się świat skończy. No i później na imprezach dzieci są animatorzy, żeby jakoś ich zająć (wiadomo – dziecko potrafi się ładnie bawić z telefonem, tabletem, jakimkolwiek ekranem tuż przed swoim nosem, a tak samo, to trzeba traktować ze specjalną troską), a idąc dalej na imprezach nastoletnich i studenckich jest alkohol i narkotyki, bo jak się cieszyć, śmiać i dobrze bawić, a co dopiero tańczyć! to przecież nie na trzeźwo, bo to zupełnie nienaturalne, nikt tak nie robi, nie potrafi. Nikt nawet nie próbuje!
Powtórzę więc jeszcze raz, że dzieci nie potrzebują drogich prezentów, prześcigania się w miejscówkach na swoje przyjęcia urodzinowe, nie potrzebują też zapraszania całego przedszkola na swoje urodziny wraz z połową osiedla, 20stoma osobami z rodziny i 1/4 poprzedniej szkoły lub poprzedniego przedszkola.
Tego potrzebują rodzice.
Po co im to? Bo czują wtedy, że spełnili oczekiwania, że stanęli na wysokości zadania, że dali radę i są świetnymi rodzicami. Ale czy to ma sens? Czy dziecko na prawdę bardziej będzie kochało rodzica lub będzie bardziej szczęśliwe, jeśli jego przyjęcie urodzinowe będzie zorganizowane w sali zabaw zamiast w domu?
Wydaje mi się, a raczej jestem pewna, że dla dziecka to totalnie obojętne. Będzie się tak samo cieszyć z przyjaciół w domu, jak i w sali zabaw, z prezentów w domu, jak i w sali zabaw. A dodatkowo myślę, że w sali zabaw, szczególnie jeśli zaproszonych jest znacznie więcej osób, niż byłoby w domu dziecko nie będzie miało takiej frajdy z zabawy z poszczególnymi gośćmi, prezenty rzuci w kąt i pójdzie brykać z całą resztą tłumnie i haotycznie. W sali zabaw nie ma za bardzo miejsca na budowanie świadomych relacji przez dziecko z drugim dzieckiem, po prostu jest tłum i tłum robi co animator każe lub rzucają się razem na jakieś klocki, trampoliny i inne takie, wykrzyczą się, wysapią, przegryzą kupiony na zamówienie tort, jakieś przegryzki, po czym rozejdą do swoich domów. Wszystko w takim amoku podekscytowania, oszołomienia i zbyt dużej dawki bodźców, które sprawiają, że dziecko tak na prawdę nie bardzo wie o co chodzi w tym wszystkim i po prostu szaleje.
Czy nie lepiej byłoby zaprosić jedną-dwie osoby zupełnie nieurodzinowo, bez okazji i pójść razem gdzieś do sali zabaw? Tak, żeby dzieci się wybawiły, wspólnie, świadomie, że są tu i teraz, że to wyjątkowy czas dla nich, bo się lubią, bo są razem. To da dzieciom znacznie więcej niż tłum zamknięty w tej samej sali zabaw np. na dwie godziny z czego relacji twarzą w twarz dziecko z dzieckiem raczej nie będzie miało tak, aby każdy z każdym coś wspólnie zrobił.
tort czekoladowy z dinozaurami
Jak było dawniej?
Pamiętam, że dawniej imprezy urodzinowe sprowadzały się do zaproszenia swoich koleżanek i kolegów do domu/mieszkania/na ogród. Był domowy tort, który z reguły piekła mama, babcia lub ciocia, muzyka, szałowe stroje, jakieś przekąski, coś do picia i tyle z kwestii organizacyjnych. Dzieci na prawdę potrafiły bawić się samodzielnie, zająć się czymś, matko kochana, mam wrażenie pisząc to, że obecnie większość dzieci potrafi zająć się sama sobą jak jest jakiś ekran włączony przed ich nosem i tyle. Jak nie ma to się nudzą, smęcą po domu i łażą z kąta w kąt zupełnie nie wiedząc co ze sobą zrobić w czasie wolnym. To przerażające. My po prostu zjadaliśmy co chcieliśmy, tańczyliśmy, bawiliśmy się zabawkami, ewentualnymi prezentami, przeglądaliśmy książki i wybiegaliśmy na zewnątrz bawiąc się dopóki ktoś nas nie zawołał na obiad/podwieczorek lub kolację.
W tej kwestii jak w mało której jestem zdecydowanie tradycjonalistką. Nie chcę traktować swoich dzieci jak maluchy, którymi trzeba się non-stop zajmować niczym samochody, którymi się steruje. Chcę, aby potrafiły samodzielnie się sobą zająć razem z kumplami. Uważam, że wystarczy stworzyć dzieciom pewną przestrzeń, ustalić jasno określone granice i… dać im święty spokój i luz. Ja to miałam. Nie zamierzam odbierać tego swoim dzieciom.
To nie jest tak, że dziecko chce.
Jeśli dziecko zna swoją wartość, to doskonale wie, że choćby nie wiem co to nie stanie się ani lepsze ani gorsze przez to w jakim miejscu będzie miało zorganizowane urodziny, ile prezentów otrzyma, jak wiele gości przyjdzie do niego na imprezę i czy na imprezie będzie animator, balony, czy jednak nie. A poczucie własnej wartości u dzieci od początku budują przede wszystkim rodzice. Jeśli oni sami jej nie mają, jeśli oni sami potrzebują podbudowywać się co chwilę nową sukienką (bo Kaśka ma i ja też muszę) nową parą butów (bo Zośka planuje kupić i ja muszę mieć nowe przed nią), najnowszym modelem telefonu (przecież opał ze starym, skoro dookoła wszyscy mają nowe), samochodem (bo Kazek ma i ja muszę mieć lepszy, a poza tym czerwony, bo czerwone są szybsze) to jak tacy ludzie dorośli mają przekazać dzieciom, że ważniejsze od tego, co się ma jest to jakim się jest? Jak mają pokazać i nauczyć, że ważniejsze są chwile, emocje, momenty, a nie rzeczy materialne? A nauczą tylko przez pokazanie.
Nie neguję tu tego typu miejsc oraz imprez samych w sobie, chodzi mi cały czas o podejście, o to jak bardzo dorośli prześcigają się pod presją starając się dostosować do tłumu, reszty. Najczęściej mimo, że oni sami woleliby zupełnie inne rozwiązanie, ale… co ludzie powiedzą…?
Pomijam w tym tekście oczywiście jednostki, które mają na to pieniądze i chcą je na to wydać bez presji, bez nagonki i chorych ambicji, tylko po prostu uważają, że to świetna zabawa, doskonały pomysł i ogólnie czemu nie.
tort z kremem z białej czekolady z myszką Minnie
Co możesz zrobić, aby dziecko czuło się docenione, kochane i wyjątkowe? Aby czuło, że to jego specjalny dzień? Poniżej kilka przykładów:
- Upiecz samodzielnie tort – ja wiem, że zabieganie, wiem, że ktoś może zrobić go lepiej, wiem, że Ci się nie chce, wiem, że nie znosisz piec, wiem, że pierdylion innych rzeczy, ale zatrzymaj się na moment i pomyśl: czy te wszystkie sprawy są ważniejsze od tej wyjątkowej istotki? Na pewno odpowiesz, że nie. A skoro nie to się postaraj. Dasz radę. Potrafisz wymieszać ze sobą kilka podstawowych składników! Nie przejmuj się, że wyjdzie brzydko, koślawo, nie tak jak byś chciała/chciał, a cała kuchnia będzie w mące. To wszystko jest nieważne. Dziecko ma to gdzieś. Dla dziecka liczy się to, że ten tort zrobisz samodzielnie. Ty. Specjalnie dla niego.
- Co może być lepsze od upieczenia tortu dla swojego dziecka? Zrób go razem z nim! Zróbcie go wspólnie! Dla Waszej relacji to bezcenne doświadczenie.
- Zapytaj dziecko wprost czy woli urodziny w domu z grupką znajomych, tortem który wykonasz specjalnie dla niego, a gdzieś do sali zabaw wybrać się z najlepszą przyjaciółką/przyjacielem w inny dzień bez okazji i wspólnie świetnie bawić, zrobić sobie taką „randkę”, czy jednak woli tłum ludzi, zamówiony tort przez catering i byle tylko było dużo, głośno i bardzo wszystkiego, a samo będzie potem wymęczone i za wiele nawet nie będzie pamiętać, bo nie będzie wiedziało co było istotne i fajne. Założę się, że wybierze pierwszą opcję. Do sali zabaw możecie przecież chodzić ot tak w inne dni.
- Zorganizuj przyjęcie w domu (lub zróbcie to wspólnie, niech dziecko też pomaga-to świetna zabawa i jak bardzo pobudza ekscytację!) – zapytaj o wymarzony motyw przewodni imprezy. Wyszukaj w sieci (lub zrób samodzielnie, jeśli masz czas, potrafisz i chcesz) pasujące: balony z helem, talerzyki papierowe, kubki papierowe, sztućce, serwetki i ewentualne dodatkowe dekoracje, np. girlandy. Zamów, a potem wspólnie lub sama udekoruj przestrzeń. Kilka dni wcześniej przygotujcie też wspólnie zaproszenia dla gości. Dziecko będzie czuło tę ekscytację, to, że to wszystko dzieje się stopniowo, sukcesywnie specjalnie dla niego. Będzie szczęśliwe! A najbardziej dlatego, bo będziecie tworzyć to wspólnie, będzie częścią wielkiego projektu, przedsięwzięcia. (Jeśli użyjesz papierowych, jednorazowych naczyń, praktycznie wszystko pójdzie do kosza, wystarczy tylko ewentualnie odkurzyć i już – mając ogród nawet odkurzanie Ci odpadnie, więc spokojnie, dasz radę).
- Zapytaj dziecka o czym marzy w kwestii swoich urodzin. Poświęć mu chociaż 10 minut na spokojną rozmowę i 100% uwagi. Bez telefonów, komputerów i włączonego telewizora. Porozmawiajcie i znajdźcie wspólne rozwiązanie, które usatysfakcjonuje obie strony.
- Na przyjęcie urodzinowe w sali zabaw wydasz co najmniej kilka stów. Czy nie lepiej wybrać się tam samemu lub jak pisałam wyżej z jedną-dwiema dodatkowymi osobami w inny dzień, a resztę pieniędzy przeznaczyć na jakiś fantastyczny prezent?
- Zrób cokolwiek, byle tylko nie w myśl w stylu: „zorganizujmy te urodziny w sali zabaw, wszystko inni za nas zrobią, a my będziemy mieć to już z głowy”.
Dlaczego zdecydowałam się napisać ten tekst?
Trwa przyjęcie urodzinowe naszej najstarszej córki. L. obchodzi swoje 5-te urodziny. M. zapala świeczki na torcie i mówi, żeby pomyślała sobie jakieś życzenie podczas ich zdmuchiwania. Po chwili podchodzi do niej i pyta w konspiracji o czym sobie pomyślała, czy mu zdradzi. Odpowiada z hiperradością w oczach z rozpromienionym uśmiechem: „Najlepsza mama. Najlepsza mama na świecie.”
Marek powiedział mi to po pewnym czasie, gdy zrobiło się trochę spokojniej i dzieciaki bawiły się już razem. W gardle miałam kamień, a w oczach świeczki. To było wszystko. Całe szczęście. Całe życie. Cały wszechświat. Zawirowało wszystko. Bezcenna chwila, która dała nam do myślenia.
Dziecko w całej tej ekscytacji własnym wymarzonym przyjęciem urodzinowym, nie było w stanie wyrazić słowami swoich marzeń w danym momencie, było w stanie zebrać wszystko co buzowało w jej główce jedynie w kilka słów, które wyrażają według niej wszystko, co najważniejsze w danej chwili podsumowując to, jak się czuje w tym momencie i co myśli.
Ja jako psychosocjolog i familiolog, pasjonatka tematyki relacji międzyludzkich rozłożyłam sobie to na części. W efekcie powstał ten tekst. To moje przemyślenia. Dajcie znać jakie jest Wasze zdanie na ten temat!