Z reguły rośliny od razu uprawiam suszone (po cichu myślę, że to przez to, że do nich nie mówię). Postanowiłam jednak – raz kozie śmierć – poeksperymentuję i zobaczymy co z tego wyjdzie tym razem, gdy miejsca jest więcej, mamy ogród i miło byłoby stworzyć sobie chociaż trochę czegoś jadalnego samodzielnie razem z dziećmi, bo to przecież będzie frajda dla wszystkich. Jak pomyślałam tak też zrobiłam i na zdjęciach możecie podziwiać nasze efekty.
Postanowiłam, że ogródek zrobimy sobie w pionie, aby do minimum ograniczyć męczenie się z ewentualnymi chwastami, przekopywanie itp. Poza tym ile taki sposób zaoszczedza miejsca, które można wykorzystać na cokolwiek innego, to jest coś cudownego po prostu!
Użyliśmy palety, która smętnie została jeszcze z czasów budowy i plastikowych butelek po wodzie (jeśli kupujecie wodę w takich butelkach to tym bardziej zróbcie sobie taki ogródek, nawet tylko dla dzieci – będą zachwycone, mówię Wam!). Butelki przecięłam w połowie, dzieciaki wypełniały je ziemią z dodatkiem nawozu (gotowa mieszanka kupiona w jakimś ogrodniczym), następnie wsadziliśmy zioła, przykręciłam wkrętami butelki do palety, otarłam pot z czoła i TADAM! Piskom szczęścia i podskokom nie było końca.
Dzieci są zachwycone, od trzech tygodni nic mi jeszcze nie uschło, ani nie padło. Więcej! Nawet widzimy nowe listki m.in. u sałaty co nie tylko mnie wprawia w zachwyt i niedowierzanie.
Warto było spróbować i nawet jeśli miałoby się okazać, że po pewnym czasie mi się wszystko sypnie i zdechnie jak zwykle to dla samych okrzyków radości dzieci i skakania na widok naszego dzieła, a potem podglądania jak dbają o te nasze roślinki i sprawdzają czy są nowe listeczki – ani trochę nie będę żałować. A użycie platikowych butelek w tym ogrodzie to też doskonały sposób na nauczenie dzieci, że można je do czegoś wykorzystać, a nie od razu wyrzucać.