Zazdrość o rodzeństwo.
Wiele razy pytano mnie o to jak my to robimy, że u nas nie było żadnych dramatów między dziećmi, gdy pojawiało się młodsze rodzeństwo. Dziś więc przedstawię Wam na co kładliśmy nacisk i na co uważaliśmy, by ten proces przeszedł jak najbardziej gładko dla każdego.
- od najwcześniejszych chwil czas 1:1 – resztę dzieci przejmowała druga osoba, podczas, gdy jeden z rodziców miał indywidualny super czas z danym dzieckiem. Ważne, aby to był wspólny czas, nie włączenie mu bajki i spokój. Idealne są: spacer, zabawa na podłodze, czytanie, przytulanie, wygłupianie, łaskotki, wspólne pichcenie. I tak z każdym dzieckiem kilka razy w miesiącu lub w tygodniu w zależności od tego ile dzieci macie
- staranie się, by czas przed snem był dla każdego dziecka chociaż 10 minut indywidualny z wybranym rodzicem (rozmowa, czytanie, przytulanie, mizianie)
- zero tekstów w stylu: „jesteś starszy/-a, więc…”, „on/-a jest młodszy/-a, więc…” . Starsze/młodsze n i c nie musi z samego faktu, że drugie jest młodsze/starsze. Takie teksty bardzo krzywdzą dziecko dając mu poczucie niesprawiedliwości i tu rodzi się często zazdrość o to drugie oraz frustracja w tym pierwszym. Nie ma czegoś takiego jak szantaż, no daj mu, bo on jest młodszy, a ty starszy. Niech młodszy się nauczy czekać cierpliwie i nawet może się podrzeć, ale starsze jak się czymś bawiło pierwsze to nie ma żadnej reguły, że miałby młodszemu to dać, bo młodsze chce i bo młodsze zacznie krzyczeć. Niech krzyczy i poczeka. Starsze ma wytłumaczyć, że teraz ono się bawi i jak skończy to da młodszemu i tyle. Kropka.
- na początku przygody z jedzeniem najmłodsze zawsze dostawało u nas ostatnie talerz/miskę z jedzeniem. Zwykle wtedy na początku okropnie się frustrowało i krzyczało, bo chciało już natychmiast jeść, ale przez kilka pierwszych miesięcy, dopóki całkowicie ten krzyk i frustracja nie zniknęły w tych sytuacjach to dostawało jako ostatnie jedzenie na talerz. Jak już było ogarnięte z tym i potrafiło czekać cierpliwie na swoją kolej bez krzyku to wtedy daję już jako pierwszemu zwykle temu najmłodszemu i tak z każdym robiłam to samo. Cierpliwość od najmłodszych lat to podstawa. Jest potem znacznie mniej frustracji, krzyków i afer w domu i między dziećmi i na linii dziecko-rodzic. Wystarczy powiedzieć: „poczekaj” i tyle. Dziecko siedzi i czeka. Jak się drze to zwalniam tempo zamiast przyspieszać. Do czasu, aż całkowicie nie ogarnie o co chodzi w cierpliwym czekaniu na cokolwiek. Żadnego wymuszania krzykiem, bo jedyne co wtedy dziecko u mnie zyskuje to totalnie odwrotny efekt. Zawsze. Za to w kwestii karmienia piersi to zawsze karmiłam na żądanie, mowa o dziecku, które siada do stołu i uczy się samodzielnie już jeść (nawet jeśli między posiłkami lub w nocy dostaje jeszcze pierś).
- zanim dziecko się pojawi w domu to przygotowanie starszych na to, że będzie młodsze. W formie ekscytacji, angażowania starszego w co tylko się da itp. Mnóstwo rozmów ze starszym o tym, że będzie młodsze, o jego roli i o roli młodszego. Nie jako tylko pomocnik i wyzysk, ale jako kompan do zabawy, wzór, najlepszy przyjaciel i że rodzina to zespół. Każdy jest tak samo ważny, bez względu na to, czy młodszy/starszy.
- Angażowanie starszego rodzeństwa w co się da. U nas tylko raz była sytuacja taka trochę drama w związku z młodszym rodzeństwem. Jest Laura. Pojawił się Bazyli. Jako nieogary, które mają dopiero to drugie dziecko i przeskok z jednego do dwóch jest dość spory na początku, żeby odnaleźć się w nowej sytuacji to zaczynamy kąpać Bazylego. Laurka chce pomagać, co chwilę dopytuje o coś, czy może to, tamto. My staramy się sprawnie wszystko ogarnąć, żeby nie było wyziębienia, przeciągów, wiaterku itp. a ona nam „przeszkadza”. Mówimy wkurzeni, że nie może, żeby poszła stąd i jak skończymy to do niej przyjdziemy. No i się popłakała. W tym momencie zdaliśmy sobie sprawę z tego, że najpierw cały czas ją na to przygotowywaliśmy, że będzie pomagać, starsza siostra, super pomocnik, misja życia, największy przyjaciel i w ogóle wow, a teraz odsuwamy ją od tego i każemy zająć się sobą. No i już przy kolejnych kąpielach podawała płyn, gąbkę, trzymała ręcznik. Misja życia i zachwyt w jej oczkach na maksa połączony z ekscytacją. To była jedyna taka sytuacja u nas. Potem wiedzieliśmy, że choćby głupie dla nas przyniesienie przez starsze pampersa dla świętego spokoju jest dla nich mega docenieniem i przeżyciem w przygodzie pod hasłem: wszyscy jesteśmy w tym razem, jesteśmy zespołem.
To tyle 🙂 Powodzenia!
A co się u Was sprawdza?