Metoda Wima Hofa w telegraficznym skrócie oparta jest na oddychaniu, ekspozycji na zimno, medytacji i jodze. Połączenie właśnie tych czterech filarów daje nam najlepsze rezultaty, choć pewnie są i tacy, którzy robią jedynie np. jeden z nich, czyli pewnie oddychanie i/lub ekspozycję na zimno. Ja jeszcze kilka miesięcy temu zupełnie nie miałam pojęcia o istnieniu tej całej metody. Już Wam mówię, jak to było u nas i jak jest teraz.
Niecały rok temu zaczęłam medytować. To dało mi mega wewnętrzną siłę i jeszcze większy spokój, co przy czwórce dzieci i kupie spraw do załatwienia na wczoraj jest na prawdę zbawienne. Co ciekawe sam Marek też zaczął z czego cieszę się przeogromnie – i jak się okazało – robił też research na temat sposobów oddychania, medytacji itp.
Po kilku miesiącach miałam ochotę dołączyć do tego również jogę, ale zupełnie nie wiedziałam jak się za to zabrać, a poza tym co chwilę pojawiało się coś, co trzeba było zrobić wcześniej i tak jakoś mi schodziło.
Kilka miesięcy temu Marek w któryś weekendowy wieczór ni z tego, ni z owego zapytał mnie na jak długo jestem w stanie wstrzymać oddech. Odpowiedziałam, że nie mam pojęcia, po czym spróbowałam ze stoperem. Wyszło jakieś 13-15 sekund, przy czym byłam już wtedy praktycznie na zejściu. To właśnie wtedy opowiedział mi o metodzie Wima Hofa. Obejrzałam ten filmik i przepadłam (m.in. za sprawą mojego mentalnego zioma z tego filmiku – Thomasa w kwestii odczuwania zimna, w sumie to samego myślenia o zimnie w ogóle lol, płakałam z histerycznego śmiechu wielokrotnie patrząc na Thomasa, bo to 100% ja), choć bałam się jak cholera. Nie wiem jak mogłabym to lepiej ująć, ale dosłownie z histerycznym śmiechem i brawurowym spojrzeniem kozaka stwierdziłam: fuck it, let`s try this!
Metoda Wima Hofa – czym koniecznie musicie wiedzieć?
Obawiam się, że wtedy nie było na świecie większego zmarzlucha ode mnie. Szczękałam zębami w okolicach temperatury zerowej. Spałam w fancy skarpetkach nawet w lecie od dzieciństwa, a perspektywa jesieni napawała mnie przerażeniem, bo wiedziałam, co się z tym wiąże: znienawidzona zima zła. Kataru dostawałam na sam widok śniegu, a w domu temperatura od zawsze musiała być stworzona do chodzenia w bieliźnie. Samej. Latko cały rok.
I bam! Wim Hof, Ty czarodzieju!
Teraz wstrzymuję oddech do 2:53 (mój aktualny rekord), a w trakcie i po tym jestem na takim energetycznym haju, że widzę kolory, fale, kolorowe fale i totalnie inne pojechane rzeczy. Mam skok adrenaliny, skok energii, jestem zdecydowanie bardziej wyluzowana i odprężona. Od kilku miesięcy bez wyjątku każdy prysznic kończę kilkadziesiąt sekund zimnym i po około miesiącu praktykowania tego początkowo po przełączeniu wody na lodowatą to walczyłam ze sobą strasznie z przerażeniem w oczach i wiecie, byle do końca. A teraz przełączam wodę i bez kitu – nie potrafię przestać się śmiać. Nie uśmiechać, tylko śmiać. No jaja jakieś. Słuchajcie, ja w tym sezonie morsować nawet zaczęłam! Ja! Rozumiecie?! Nawet wyczailiśmy mini rzeczkę koło naszego domu, praktycznie 2 minuty od niego, bobry tam żeremia mają, konary są poobgryzane, a ja co? Hop do wody! Jogę nawet stopniowo wprowadzam, ale tu potrzebuję jeszcze trochę czasu na poczucie się pewniej, bo to dla mnie totalna nowość. Aż podskakuję z ekscytacji co będzie dalej, gdy dłużej będę to wszystko praktykować!
Marek i dzieci – metoda Wima Hofa
Tak na prawdę to od Marka się zaczęło, bo on wprowadził to oddychanie, chociaż ja wcześniej medytacje, więc w sumie to może jakoś tak się wyrównuje haha. W każdym razie idziemy z tym mniej więcej jakoś łeb w łeb z tą subtelną różnicą, że Marek potrafi morsować (pomijając, że z rękami pod wodą) z głową pod wodą, co dla mnie jest niewyobrażalne. Każdy walczy ze sobą podczas tych procesów. dla każdego oznaczają one co innego, stwarzają inne blokady, które każdy musi sam przepracować.
Dzieci widząc co my robimy zaczęły też w to stopniowo wchodzić. Żadnego nie namawialiśmy. Najstarsza córka (5,5 roku) do jeziora weszła po uda, prysznice kończy zimną wodą, jak chce to trzyma stopy w lodowatej wodzie, ostatnio też codziennie wieczorem przed snem oddycha metodą Wima Hofa i na chwilę obecną jej rekord to 30 sek na pustych płucach bez oddychania. Syn staszy (4 lata) do jeziora wszedł po klatę. Trzyma stopy w lodowatej wodzie regularnie (codziennie praktycznie). Córka młodsza (2,5 roku) siada w pojemniku z lodowatą wodą, prysznice kończy zimną wodą. Syn najmłodszy (10 mcy) prysznice kończy zimną wodą. Dodatkowo dzieci staramy się nie przegrzewać, biegają czasem przy minusowych temperaturach na boso na zewnątrz przez kilka minut, żeby coś przynieść, albo podskoczyć po coś do sąsiadów itp. Wtedy też zwykle nie są wyubierani dokładnie, tylko czasem coś na siebie po prostu zarzucą.
Metoda Wima Hofa – jedyna najważniejsza zasada
Wszystko jest w Twojej głowie. To Ty kontrolujesz cały proces. Jeśli na wstępie stwierdzisz, że nie dasz rady to dokładnie tak będzie. Ta metoda to walka ze sobą, ze swoimi słabościami, przesuwanie granic i spektakularne łamanie wewnętrznych barier. Ta metoda to wyzwolenie siły, która tkwi w każdym z nas. Daje nieopisaną kontrolę nad sobą, stwarza możliwości poznania i zrozumienia siebie. Ta metoda to życie na maksa.
Pozdrawiam Was gorąco!
ps. na Netflix też jest jeden odcinek z Wim Hofem, ale ja najbardziej na początek polecam Wam ten, który podlinkowałam na początku wpisu.
[…] Metoda Wima Hofa z Dziećmi Całą Rodziną! […]