Cześć!
Czujesz już oddech św. Mikołaja na karku? Przyniesie Ci rózgę, czy upragniony prezent, jak sądzisz?
Przepis na mikołaje z truskawek: https://paulinakrajewska.com/2012/07/mikoaje-z-truskawek.html
Co mówisz dziecku o św. Mikołaju?
Przez kilka lat mówisz dziecku bez mrugnięcia okiem mniej więcej coś w stylu:
- święty Mikołaj istnieje! (facepalm)
- bądź grzeczny, bo św. Mikołaj Cię obserwuje (wyobrażasz sobie jak takie dziecko musi być zeschizowane robiąc np. siku, albo po prostu jedząc obiad, bawiąc się, starając się spokojnie wyciszyć i zasnąć?)
- jak będziesz niegrzeczny to Mikołaj nie przyniesie Ci prezentu, tylko rózgę!
- jak będziesz grzeczny to św. Mikołaj przyniesie Ci prezent!
- no jak to jak przychodzi św. Mikołaj?! Przecież to oczywiste! Przylatuje na saniach ciągniętych przez renifery, ma wielki worek pełen prezentów, a do domów wchodzi przez komin! Wszyscy to wiedzą!
A teraz mam pytanie: co wyście wszyscy ćpali?
Przepis na miniserniczki piernikowe: https://paulinakrajewska.com/2016/12/mini-serniczki-piernikowe.html
Z perspektywy dziecka
I teraz tak.
Parę lat minęło, a Ty nagle wypalasz: niespodzianka! św. Mikołaj n i e istnieje! Tak sobie tylko żartowałam! Ha ha ha. Ale żart mi się udał, no nie? (<chrumknięcie>)
I postaw się w sytuacji swojego dziecka w tym momencie:
- najważniejsza/jedna z najważniejszych osób na świecie przez tyle lat mnie okłamywała
- jak mam jej ufać, skoro mnie okłamywała z dziką premedytacją?
- dlaczego ja mam (zawsze) mówić prawdę (nawet najgorszą), skoro najbliższa/jedna z najbliższych mi osób tak nie robi
- jak mogę zaufać innym, skoro nie mogę najbliższym?
- skoro kłamali o św. Mikołaju to w jakiej jeszcze innej kwestii mnie okłamali/okłamują?
Po co to wszystko? Żeby było magicznie!
Wytłumaczcie mi proszę, co ma piernik do wiatraka? Co ma okłamywanie własnego dziecka do tego, że nam się uwidziało, żeby było tajemniczo, magicznie i bajecznie? Czy cokolwiek z tego tłumaczy nasze kłamstwa ciągnięte latami?
A co z innymi? Przecież wszyscy tak robią! —> nawet tego nie skomentuję.
Przepis na babeczki czekoladowo-pomarańczowe: https://paulinakrajewska.com/2015/12/babeczki-czekoladowo-pomaranczowe.html
Dziecko to nie jakiś półczłowiek, traktuj go poważnie
Rozwalają mnie teksty zasłyszane tu i ówdzie np. podczas spacerów, na placach zabaw itp., gdy ktoś stwierdza, że (przykłady z życia wzięte):
- gdy mówię podekscytowana: „o popatrz ile liści leci z drzew!”, na co babcia dziecka do mnie: „oj, ja nie wiem czy on już rozumie takie rzeczy” —> to przepraszam bardzo o czym z dzieckiem można rozmawiać do momentu, w którym ono samo jeszcze za bardzo płynnie nie mówi (lub wcale)? A może wtedy lepiej traktować je jak lalkę bardziej, pozbawioną mózgu, chodzi to, je jak się mu da w trakcie oglądania bajek, bawi się zabawkami i w sumie to tyle. Poza tym kiedy następuje ten magiczny moment, że dziecko zacznie rozumieć skoro od początku traktujemy je jak debila?
- lato, obłędna pogoda. Mama dziecka mówi do mnie: „nie wychodzimy na spacery jeszcze, bo to przecież bezsensu, ja nie wiem co mam z nim robić, na kocu to tylko leży, bo jeszcze nie umie chodzić, więc no bezsensu, bo nie ma co robić, a w wózku to tak ma siedzieć przez godzinę i też się nudzić? bezsensu”
- matka w ciąży, drugie dziecko już potrafi mówić, pytam o reakcję starszego dziecka na wieść o rodzeństwie w brzuchu i słyszę pełne przekonania, jakby to było coś mega oczywistego, a ja głupia nie wiedziałam: „no co Ty, nie, nic nie mówiliśmy. Po co? Przecież i tak jeszcze jest za mała i nie rozumie”. Ale lalkami w dzidziusie już się bawi. Potem wyobraźcie sobie szok dziecka jak pojawia się nowe w domu i ma się nim dzielić z rodzicami. I w ogóle WTF.
- reakcje rozmaitych ludzi na różne sytuacje, w których małe/kilkuletnie dziecko coś ogarnia: „widziałeś/-aś?! On/ona już wszystko rozumie!/On/ona rozumie co się do niej mówi! (no jasne, kretynie – mam ochotę cisnąć) / Patrz, i nawet wie do czego to służy/jak się z tego korzysta!
Popatrzcie na swoje dzieci. Czy na prawdę uważacie, że macie w domu idiotów? Te małe istotki nawet, jeśli nie potrafią jeszcze mówić, nawet jeśli nie potrafią całego mnóstwa rzeczy to rozumieją, ogarniają sobie świat po swojemu. Nie chodzi o to, aby im wykładać od razu zagadnienia z chemii organicznej, czy coś, ale uczyć dziecko zainteresowania światem, niech eksploruje, pyta, a na swoje pytania dostaje dostosowane do wieku rzetelne odpowiedzi, a nie trywialność i stawianie go na równi z marionetką.
Przepis na piernik bożonarodzeniowy: https://paulinakrajewska.com/2013/12/piernik.html
Co mówić dzieciom o św. Mikołaju?
Nasze dzieci wiedzą, że dawno temu żył człowiek, który rozdawał prezenty innym ludziom, którzy czegoś potrzebowali. Chciał im pomóc, sprawić przyjemność i wywołać uśmiech na twarzy. Potem ten człowiek zmarł, został uznany za świętego, ponieważ był tak dobry dla innych. I ludziom tak bardzo spodobało się to obdarowywanie prezentami innych, że postanowili kontynuować to, czyli stworzyli tradycję. Obecnie ludzie nawzajem dają sobie prezenty, mówiąc, że to niby od św. Mikołaja, oni po prostu na moment wcielają się w jego postać, bo tak bardzo to jest miłe robić komuś niespodzianki. Ale św. Mikołaj nie istnieje już, zmarł dawno temu. My tylko podtrzymujemy ten zwyczaj obdarowywania się. Nigdy też św. Mikołaj nie wchodził przez kominy, ani nie latał saniami po niebie. Ludzie sami to wymyślili, żeby stworzyć historyjkę do opowiadania dzieciom, ale to nie jest prawda. Jeśli ktoś mówi, że prezenty są od św. Mikołaja lub że św. Mikołaj lata na saniach/wchodzi przez komin, albo św. Mikołaj istnieje to ta osoba kłamie. My tak nie robimy, jesteśmy z Wami szczerzy i traktujemy Was poważnie, zawsze możecie nam ufać. To mama i tata podkładają prezenty podtrzymując tradycję św. Mikołaja, bo Was kochamy i chcemy Wam sprawić przyjemność.
Tadam. Było aż tak źle?
A co z listem do św. Mikołaja? No nic. My piszemy, nawet ja i M. W sumie to nie piszemy tylko rysujemy. (Kilka dni wcześniej codziennie przypominamy dzieciom, żeby sobie pomyślały co chciałyby dostać w tym roku od św. Mikołaja – dzieci wtedy się śmieją – czyli od Was! – tak od nas, bo teraz to my jesteśmy dla siebie nawzajem Mikołajami, skoro tamten już dawno umarł i to my musimy o siebie dbać – dzieci zachwycone i podekscytowane misją życia). Każdy dostaje kartkę i rysuje to, co chciałby dostać. Dzieci potem kładą sobie te listy na parapet lub okienną klamkę (jak się bardzo postarają) i my mówimy, że którejś nocy podkradniemy się do ich pokoi i zabierzemy te listy z tatą. A potem być może otrzymają to, o co prosili, w zależności co to będzie i czy damy radę to dla nich zdobyć.
A w przedszkolu jak przyjdzie św. Mikołaj to co wtedy? Nic. Mikołaj w przedszkolu to jakiś pan, pewnie mąż którejś nauczycielki lub tata, któregoś dziecka z Waszego przedszkola, który po prostu założył kostium Mikołaja. To zwykłe przebranie, jak na bal karnawałowy. Tak samo jak ja z tatą założyłabym taki kostiumi rozdawała prezenty dzieciom, żeby było im miło, tak jak dawniej robił to prawdziwy św. Mikołaj. (U nas reakcja dzieci na to była mniej więcej taka: „aha.”).
I to wszystko. Czy jest przez to mniej magicznie i ekscytująco? Ani trochę! Za to nie ma smutku, nikt nie jest zawiedziony, rozczarowany, zły i skonfundowany co jest w takim razie prawdziwe z tego co mama i tata mówią, a co jest kolejnym kłamstwem.
Przepis na muffiny piernikowe choinki: https://paulinakrajewska.com/2013/12/muffiny-piernikowe-choinki.html
Dzieci nie potrzebują niestworzonych historii, kłamstw, żeby poczuły się lepiej. To jak tworzenie schizofrenicznych obrazów dla mózgu dziecka. Jak ono ma sobie potem poradzić, ocenić co jest rzeczywiste, a co nie?
Jedni mogą nazwać to podejście montessori, inni nie – nieważne. Najważniejsze w tym jest to, żeby traktować dzieci poważnie. I przestać kłamać. Karma wraca.
I pamiętajcie, że im dłużej kłamiecie, tym prawdopodobnie będzie trudniej dla dziecka. A w konsekwencji też dla Was z zaufaniem z jego strony. Nawet podświadomie.
Dzieci potrzebują być traktowane poważnie, jak rozumne istoty, którym trzeba wyjaśniać świat, w którym żyją. Z empatią i miłością.
Trzymajcie się ciepło, bo ja już czuję, że u mnie odzywa się natura zmarzlucha. (Już z tyłu głowy słyszę komentarz M., że chyba już z końcówką sierpnia zaczęłam to czuć).